Skip to content

Niegrzeczne dzieci

„Dla jutra lekceważy się to, co dziś [dziecko] cieszy, smuci, dziwi, gniewa, zajmuje. Dla jutra, którego ani rozumie, ani ma potrzebę rozumieć, kradnie się lata życia, wiele lat.”

Janusz Korczak

Niegrzeczne dzieci

Są tu jacyś rodzice? A rodzice „niegrzecznych” dzieci są? Bo dziś o tym będzie… I dość osobiście i refleksyjnie dziś będzie.

Wyobraźcie sobie ciemne i wciąż zimowe popołudnie, odbieram mojego 4-latka z przedszkola i słyszę:

-„Nooo, synek był dzisiaj niegrzeczny”.

-„Ooo, a co takiego zrobił lub powiedział, że mówi Pani, że był niegrzeczny?” – pytam szczerze zaciekawiona, bo nie słyszę takiego komentarza często.

-„W czasie leżakowania, gdy część dzieci spała, on z kilkoma kolegami nieustannie gadał i wychodził do toalety.” – obwieszcza Pani.

-„Mhm, a rozumiem, że musi też na leżakowaniu spać, tak?” – dopytuję.

– „Nie, nie musi. Ale musi siedzieć lub leżeć cicho na leżaczku, żeby nie przeszkadzać innym dzieciom. Wie Pani…My mamy ich ponad 20 tutaj. Część śpi, część nie…”.

-„Rozumiem. Czyli co? Książeczkę sobie może w ciszy pooglądać, jeśli akurat nie chce spać, albo co może robić…?” – szukam pomysłów na „ugrzecznienie” syna.

-„Noooo… książeczkę to chyba nie bardzo, bo gasimy przecież światło na leżakowanie.” – teraz Pani patrzy na mnie nieco zdziwionym wzrokiem.

-„Ooo. A ile to leżakowanie trwa…?” – czuję, że przestaje mi się to wszystko jakoś sensownie kleić.

-„Godzinę, do półtora” – informuje mnie opiekunka.

Zaniemówiłam, próbując wyobrazić sobie 4-latka w otoczeniu swoich kolegów, który przez półtora godziny w ciemnej sali ma leżeć lub siedzieć w ciszy na leżaczku i… no właśnie co? Medytować? A jeśli tego nie robi, to jest NIEGRZECZNY. Szczerze – nie wiem, czy ja sama zawsze bym tak usiedziała.  Tu zaczęła się długa dyskusja na temat perspektywy obu stron (Pań, mających pod opieką wiele dzieci i energetycznych 4-latków), na temat potrzeby rozwiązań systemowych etc. Jednak tym, co mnie najbardziej poruszyło w powyższej rozmowie było to, z taką łatwością dziecko może zarobić na etykietkę „niegrzeczny”. Podsłuchuję czasem mimo woli w szatni przedszkolnej, w jaki sposób inne czterolatki są „niegrzeczne”: wziął kredę bez pytania, nieustannie przerywał teatrzyk pytaniami, biegał po sali, nie chciał przerwać zabawy i posprzątać zabawek, odmawiał pójścia na spacer, nie chciał się podzielić zabawką etc.

Zbuntowałam się na to etykietowanie w przedszkolu, ale ta sytuacja sprawiła, że stałam się też bardziej uważna na tego typu etykietki w ogóle – także w naszym domu. Nie myślę o swoim dziecku ogólnie jako o „niegrzecznym” i chyba nigdy tak nie myślałam. Naprawdę nie wiem z autopsji, co to histerie na środku ulicy lub sklepu, co to skargi na bójki w przedszkolu, albo dramatyczne batalie o posprzątanie zabawek, kąpiel czy zjedzenie obiadu. Ale złapałam się nie raz po tamtej sytuacji w przedszkolu, że mi też w trudniejszych chwilach zdarza mi się tak pomyśleć lub, co gorsza, rzucić tą etykietką w dziecko. Nawet jeśli w zawoalowanej formie „No dalej, bądź grzecznym chłopcem i zrób, co mówię”.

Uczestniczyłam ostatnio w szalenie inspirującym szkoleniu dla trenerów, gdzie ważnym elementem i jedną z istotnych lekcji, jakie dla siebie wyniosłam trenersko było “spotkanie uczestnika tam, gdzie jest”, czyli w takim momencie życia i rozwoju, w jakim się aktualnie znajduje, bez oceniania i narzucania perspektywy miejsca, w którym jestem ja sama  (nawet jeśli mocno wierzę, że to „dobra” perspektywa). Czemu o tym piszę, skoro miało być o dzieciach? Bo to samo przecież odnosi się do nich!  Ta sytuacja z leżakowaniem (a potem wiele podobnych, które nagle zaczęły mocno rzucać mi się w oczy) wyjaskrawiła mi jedno ważne pytanie – na ile wymagając, by dzieci były „grzeczne”, stawiamy im wymagania ponad ich poziom rozwoju i niezgodne z ich naturą i potrzebami? Czy nie wymagamy często od kilkulatków zachowań, których my sami nie zawsze przestrzegamy (jak empatia, wznoszenie się ponad swój własny interes, dyskrecja, wyczucie chwili itp.)? Może rację miał Janusz Korczak, pisząc, że nie ma dzieci grzecznych, są tylko wygodne? Wygodne dla dorosłych. Czyli takie, które cichutko siedzą w kąciku (czekając aż się spełni stare polskie przysłowie i się je w końcu znajdzie), poskramiają swoje żywe emocje  i wewnętrzny głos nawołujący do ruchu, szczerości, prostolinijności. Co by się stało, gdybyśmy teraz zastąpili słowo „niegrzeczny” zwrotem „wygodny (dla mnie)”? „Jaś był dziś dla mnie bardzo niewygodny, wiercił się przy stole i nie chciał jeść”, „ Małgosia jest dla mnie bardzo wygodna, nie dyskutuje, gdy każę jej coś natychmiast zrobić”. Nagle środek ciężkości przenosi się gdzie indziej, prawda? Jasne się staje z czyjej perspektywy tak naprawdę oceniana jest sytuacja. Nadal byście byli aż tak zadowoleni  ze swoich „wygodnych” dzieci? Zrób sobie takie ćwiczenie i następnym razem jak przyjdzie ci ochota nazwać swoje dziecko „niegrzecznym”, nazwij je „niewygodnym dla ciebie”. To wciąż etykietka, wiem. Ale moim zdaniem etykietka, która ma szansę obnażyć więcej prawdy o sytuacji, dziecku i tobie samym niż etykietka „niegrzeczny”.

Spotkaj swoje dziecko tam, gdzie jest. Każda faza w rozwoju dziecka rządzi się swoimi prawami, dzieci zależnie od wieku mają zwykle inne dominujące potrzeby, co innego jest dla nich ważne. Nie ma w tym ani złych intencji dziecka, ani manipulacji ani NIC dziwnego, że na przykład niemowlę chce być noszone i nie lubi długo leżeć samo w łóżeczku, bo bardzo potrzebuje dotyku i bliskości; 2- letnie dziecko ma ogromne poczucie własności i autonomii, rozgraniczania tego co jest „moje”, a co „twoje”, więc wymaganie od niego wtedy, by dzieliło się z innymi jest wbrew tym potrzebom; 3-latek ma potrzebę poczucia wpływu i będzie reagować emocjami na próby narzucania mu czegokolwiek (za to ucieszy się z możliwości wyboru!); 4-latek żyje w świecie fantazji i wyobraźni i opowiada o tym świecie nam (czyli niekoniecznie jest niegrzecznym kłamczuchem..?); 5-latka rozsadza energia i ciekawość świata, którą często manifestuje tysiącem „niewygodnych” pytań („Mamo, dlaczego ten Pan nie ma nogi?”). [1] Jasne, że od starszego dziecka wymagamy innego wyczucia norm społecznych i uprzejmości, ale dla przedszkolaka takie pytania, to naturalny wyraz prostolinijności i ciekawości świata, który obserwuje.

Ręka do góry, kto z was, rodziców, chce, żeby wasze dzieci wyrosły na asertywnych, odważnych i pewnych siebie dorosłych? A teraz ręka do góry, kto z was jednocześnie niejednokrotnie wymaga, żeby teraz, jako dzieci, były pokorne, posłuszne i uległe? „Rób, co mówię i nie dyskutuj”, „Bądź grzeczny i zjedz tą zupkę”, „Siedź grzecznie i nie przeszkadzaj”, „Nie bądź niegrzeczny i daj cioci buziaka, (bo cioci będzie przykro)”, „Grzeczne dzieci nie przerywają” etc.  Albo chcemy, żeby w domu były „grzeczne” (wygodne!) i uległe, ale na podwórku (tudzież na polu) – asertywne, pewne siebie i walczące o swoje prawa. Chyba nie tylko ja widzę tu niemożliwą do przeskoczenia sprzeczność?

[1] Polecam mądrą i zabawną książkę „(NIE)grzeczni?” autorstwa Moniki Janiszewskiej (dziennikarki) i Małgorzaty Bajko (psycholog i psychoterapeutki) w książce „(NIE)grzeczni?”, która pomaga zrozumieć, gdzie aktualnie są wasze dzieci i jak mogą przeżywać świat ze swojej perspektywy.

Klaudia Fryc-Mallick
Managing director VDG, psycholog i trener biznesu specjalizujący się w szkoleniach międzykulturowych.