Kobieta ogarnięta
- VDG Team
- 12 kwietnia, 2017
- 10:42 am
Żyjemy coraz intensywniej. Chcemy coraz więcej doświadczać, próbować i czuć, uczyć się i oglądać, zwiedzać, jeździć, dotykać… Pędzimy przez życie. A z czasem nie da się negocjować: każdy z nas ma niezmiennie 24 godziny na dobę. Ani mniej, ani więcej, ani o pięć minut, ani nawet o sekundę. Doba to stałe 24 godziny – 1440 minut i 86400 sekund. Niełatwo w tak krótkim czasie sprostać wszystkiemu.
Często słyszę: „Bo TY jesteś taka ogarnięta!”. Ogarnięta – czyli jaka? Nie posiadam nadprzyrodzonych zdolności, nie mam dodatkowych par nóg ani rąk, nie znam zaklęć na zatrzymanie czasu. Mam natomiast na pewno świadomość czasu oraz wiem co chcę osiągnąć – a to już połowa sukcesu.
Czas nie jest z gumy, nie naciągniemy go. Nie kupimy też w żadnym sklepie na kilogramy czy metry. Czas jest ograniczony – minuty, godziny, dni, miesiące… Z tym faktem dobrze jest się pogodzić i zacząć proaktywnie pracować. Myślenie o czasie w kategoriach zasobu, który można inwestować lub tracić pomaga wielu osobom. Kwotę 50 złotych można wydać na głupoty lub zainwestować tak, by pomnażać kapitał. Podobnie jest z czasem. Dlatego zamiast go marnotrawić, warto wykorzystywać tak, by wnosić do swojego życia wiele wartości.
W ogarnianiu się w życiu codziennym pomagają mi dwa mierniki czasu: zegarek i kalendarz. Zegarek jest dla mnie symbolem tego na co nie mamy wpływu, czyli właśnie upływający czas, a kalendarz jest metaforą aktywności, które tak jak mogę wpisać lub wykreślić z kalendarza, tak mogę je zrobić lub nie (i na to ja mam wpływ, nikt inny!). Dzisiejszy świat oferuje szeroką gamę takowych pomocników-mierników: od designerskich po elektroniczne, w różnych kolorach i wzorach, rozmiarach i kształtach wszelakich. Zegarek jak dla mnie nie musi być szwajcarski i najdroższy, ma być w miarę gustowny, a przede wszystkim ma sprawnie działać odmierzając kolejno sekundy, minuty i godziny… Co do kalendarza zaś: najlepiej mi służy drukowany, taki z kartkami, żeby można było pisać i kreślić, bo słowo własnoręcznie napisane ma niezwykłą moc. Jeśli mi nie wierzysz – koniecznie spróbuj!
Mając już świadomość czasu, na który wpływu nie mamy, zatrzymajmy się jeszcze na chwilkę przy tym, co zależy od nas. Przede wszystkim nie dajmy sobie wmówić, że coś musimy. Nie, nic nie musimy, naprawdę nic nie musimy: chcemy, podejmujemy decyzję, wybieramy. Bądźmy świadomi, że to nasze wybory decydują o tym co i jak, i kiedy, i gdzie robimy, a nie jakikolwiek i czyjkolwiek przymus. Zadaj sobie pytanie: co musisz robić? Kto i co cię do tego przymusza? Jeśli mówisz „muszę teraz posprzątać” to przecież nie jest tak, że ktoś stoi przy tobie z pistoletem przystawionym do głowy mówi „albo posprzątasz, albo strzelam”. Sprzątasz, bo najprawdopodobniej po prostu nie chcesz żyć w bałaganie. Tym samym świadomie ustawiasz sprzątanie jako priorytet na tu i teraz, bo masz potrzebę, żeby było czysto. Jeśli nie możesz się zmobilizować do sprzątania, nie wykręcaj się, że ci się nie chce – powiedz uczciwie sam przed sobą, że w tym momencie wybierasz inne priorytety. I nie jest to nic złego, masz do tego prawo! Masz prawo obejrzeć film w telewizji, ponarzekać sobie czy nic-nie-robić (to też wszak jakaś aktywność). Nikt nie ma prawa oceniać naszych priorytetów, jest to wybór każdego z nas, ale trzeba być tego świadomym.
Mówiąc o świadomym wybieraniu priorytetów chciałabym zwrócić uwagę jeszcze na jeden ważny element: często gubi nas skrajność. Albo jesteśmy rozleniwieni, nie widzimy celu i sensu, nie chce się czy brakuje motywacji albo przeciwnie: rzucamy sami siebie w wir wyzwań, postanowień, nowości, zapisujemy się na tysiąc dodatkowych zajęć, robimy plany itp., itd. Kluczem do sukcesu jest balans: na spokojnie określ co chcesz osiągnąć i co chcesz zrobić, aby to osiągnąć oraz oceń realnie powodzenie biorąc pod uwagę twoją sytuację. Nie wprowadzaj też od razu w swoje życie rewolucji – najpierw ogarnij podstawowe zajęcia, to z czym masz problem, a dopiero później ewentualnie myśl o nowych działaniach. Pamiętaj – nie od razu Kraków zbudowano. I na koniec jeszcze jedna rada: odpuszczaj. Sukces życiowej zaradności, zwany potocznie „ogarniętością”, to też niejednokrotnie rezygnowanie, odmawianie, niepodejmowanie pewnych działań. Ważne jest dokonywanie takich wyborów, które przybliżają nas do celu, a nie są zbędne do jego osiągnięcia lub wnoszą niewiele. Warto czas na takie działania przeznaczyć na coś innego.
Jeśli podjąłeś decyzję, że chcesz być bardziej ogarnięty i mieć więcej czasu na to, co jest dla ciebie naprawdę ważne, zachęcam do wykonania prostego ćwiczenia: przez kolejne pięć dni obserwuj i notuj w co konkretnie inwestujesz swój czas. Zapisuj sobie w przedziałach półgodzinnych lub godzinnych co konkretnie robiłeś w danej jednostce czasowej. Zdiagnozuj sam siebie na co masz czas jak nie masz czasu! Zobaczysz, czy twoje wymówki są prawdziwe – czy naprawdę nie masz czasu ćwiczyć, uczyć się francuskiego albo nawet czytać książek (tak, tak – znam takich, co na własne przyjemności nie potrafią znaleźć czasu). Nie pomijaj w swoich notatkach takich czynności jak zapping*, przeglądanie sklepów on-line czy rozważania przed lodówką „co by tutaj sobie dzisiaj zjeść”. I nie ma nic złego w tych czynnościach – o ile nie uniemożliwiają nam realizowania założonych priorytetów. Jeśli chcesz mieć więcej czasu, to najpierw ustal na co przeznaczasz swój czas, a potem – jeśli masz potrzebę i ochotę – wprowadzaj stosowne zmiany.
*Zapping – sposób oglądania telewizji polegający na ciągłym przełączaniu się z jednej stacji telewizyjnej na drugą, potocznie zwany “skakaniem po kanałach”.
Elżbieta Kolny-Cukier
[wpis gościnny]